-Hm? Wycieczka?- Ledwo wracam do szkoły już nowości.
-No! Na basen! Ale wiesz, ten wielki w innym mieście!- Fumi i Yuko bardzo
mnie wspierały podczas mojego pobytu w szpitalu. Raz przyszedł z nimi nawet
Rin, by mnie przeprosić, co było miłe z jego strony, tym bardziej że to ja go
zlałam.- Jedziesz? Czy... no wiesz...
-Dobrze pojadę. Trochę ruchu powinno dobrze mi zrobić.- Zaśmiałam się, a
dziewczyny razem ze mną.
No, a tak nieco konkretniej. Minęły trzy miesiące od kiedy
pierwszy raz przekroczyłam progi tej szkoły. Podsumowując: mam dwie dobre
przyjaciółki, zero wrogów i trzech nawet dobrych znajomych. Według mnie to
świetny wynik, naprawdę. Ale dla mojej koleżanki która zastąpiła mi matkę,
wciąż było za mało.
-Eh, tylko tyle?- Zrzędziła pijąc herbatę.- Mogłabyś się bardziej postarać
dla cioci.
Syn "cioci", a może raczej synowie, to bliźniaki. Z
czego jeden pracuje po przeciwnej stronie kraju, a drugi nie żyje.
-Ja tam jestem zadowolona.- Wypiłam łyczka herbaty, jak przystało na damę.-
Lepiej mieć mniej przyjaciół, ale prawdziwych, niż dużo przyjaciół, a
fałszywych.
-Ah, te twoje przysłowia. Powinnaś zostać filozofem.
-Niestety, nie te czasy.- Uśmiechnęłam się lekko.- Czy wiesz, kiedy wróci
ojciec? Chciałabym z nim porozmawiać.
-Ohm… poczekaj, musze wysilić tą pamięć… traszka, gdzie mój notatnik? – Traszka to takie „ciociowe” przekleństwo.
Za oknem zakrakał kruk. Podeszłam do okna i otworzyłam je.
-Cześć malutki. Jak tam?- Kruk usiadł mi na wyciągniętej ręce.
Dla podpowiedzi – kruk ten został
kiedyś znaleziony przeze mnie na podwórku, gdy był jeszcze pisklęciem. Była to
wczesna wiosna, więc były jeszcze przebłyski mrozu, dla tego zabrałam go do
domu, gdzie go karmiłam i wychowałam. Wyrósł na niezłego kruka.
-No! Przypomniało mi się i bez tego notatnika! Jaśnie pan, powinien być
koło 16.00. A jest… No! Zaraz szesnasta.
Z holu można było usłyszeć tupot
wielu balerin i szelest kurtki. Zeszłam po wielkich, kamiennych, przykrytych
dywanem schodach.
-Oh… witaj Akane.
-Witaj, ojcze.- Nie ruszałam się ze schodów. Nie miałam ochoty na tę
rozmowę, ale trudno.
-Coś się stało?- Gwałtownie odsunął jedną ze służących tak, że musiała się
złapać za ramię koleżanki, by nie upaść.
-Tak. Teraz tak.- Posłałam mu ostre spojrzenie.- Czy mogłabym z tobą
porozmawiać w gabinecie?
I oto tak znaleźliśmy się sam na
sam. Nienawidziłam tych chwil. Wiele osób uważało ojca za najlepszego na
świecie, ale jest on chodzącym egoistą i tyranem.
-To o czym chciałaś rozmawiać? Nie mam za bardzo czasu…
Jak zwykle pomyślałam.
-Niedługo odbędzie się wycieczka.
-I mam za nią zapłacić? Eh… dobra.- Wstał i pogrzebał w portfelu, po czym rzucił
na biurko dwieście w przeliczeniu na wasze, dwieście złotych.- Tyle starczy?
Jak tak, to wynocha.
…i zostałam, dosłownie, wyrzucona
za drzwi. Westchnęłam i poszłam do siebie, do pokoju.
Następnego dnia wpłaciłam
pieniądze i uzyskałam dokładniejsze dane. Jedziemy za tydzień, w poniedziałek o
godzinie 13.00, przez co nie ma lekcji. OK, może być.
-Ale nieźle! Niby nasze miasto też jest spore, ale ten basen… To chyba
połowa naszego miasta!- Krzyczała Yuko, wszędzie rozchlapując sos sojowy. Miała
dzisiaj sushi, gdy ja miałam… też sushi.
-Yhy.- mruknęłam.
-Ale wiecie co jest w tym najlepsze?
-Że dziewczyny będą w bikini?- Takumi i Subaru znowu się do nas przysiedli.
Weszło im to już w nawyk.- Bo według mnie to jest najlepsze. W tych mundurkach
w ogóle nie widać kobiecych kształtów.
-Zboczeniec.- Skomentował Subaru.
-He? Subaru, a ty nigdy nie przyglądałeś się jakie mają dziewczyny?
-Zamknij się już, cholerny zboczeńcu.- Mruknęła Fumi, chlapiąc na niego
piciem.
-No co? To powinien być dla was komplement…- Tak wywiązała się kłótnia
pomiędzy dziewczynami, a Takumim. Ja tylko przyglądałam się temu, co jakiś czas
wciskając sushi do buzi.
-A ty jedziesz, Akane?- Znowu Subaru próbował nawiązać ze mną rozmowę. Nie
wiem nawet, dlaczego jestem tak niechętna do tej znajomości. Chyba dla tego, że
nie lubię takich macho.
-Yhy.
-No to fajnie, nie?
-Yhy.
-Em… byłaś kiedyś na basenie? Takim publicznym?
-Y-y.
-Czyli to twój pierwszy raz?
-Yhy.
I tak zakończyliśmy rozmowę. Była
doprawdy interesująca.
-A ty Akane? Nie idziesz już do domu?- Yuko przystała z pytaniem z oczach.
-Tak, ale chciałabym jeszcze pomyszkować po bibliotece. To pa!- Pomachałam
im i szybko ruszyłam w stronę biblioteki. Wiem, że nie powinno być już tej
przerażającej pani bibliotekarki – palce jak u kościotrupa, wyłupiaste oczy,
przeszywające spojrzenie i spiczasty nos, a ten głos… jakby ktoś zgrzytał
paznokciami po tablicy. Brr! Mam ciarki na samą myśl.
Weszłam po cichu do biblioteki i
zaczęłam grzebać po najbliższej półce z nowościami. Gdzie jest ta książka?
Nagle usłyszałam cichy jęk. Chyba
dziewczyna. Tym razem usłyszałam jakiś odgłos, trochę jakby mruknięcie
zadowolenia. Wyjrzałam zza półek.
To co zobaczyłam, napełniło mnie
przerażeniem.
Ta dziewczyna to Mei. O ile dobrze
pamiętam. Po szyi leciała jej krew, a jej krew… jej krew… pił Subaru.
Schowałam się szybko za półkami.
Co jest? Wampiry nie istnieją, prawda? To co to do diabła jest?!
Uszczypnęłam się w żyłę. Nie, to
nie jest sen. To dzieje się naprawdę. I już nie wiem, czy bibliotekarka jest
naprawdę taka przerażająca w porównaniu z nim!
Ale… Wampiry nie lubią światła,
prawda? A Subaru spokojnie sobie w nim chodzi i nie ucieka na widok krzyża… Jak
Takumi zjadł czosnek, to tylko skomentował „Ale ci jedzie z mordy, stary” i
tyle. Więc co to jest? Może to jakiś satanistyczne rytuały? Albo coś w tym
stylu? Nie wiem. Nic nie rozumiem!
Rozumiem tylko, że nie powinno
mnie tu być. Moim zamiarem było ciche i niepostrzeżenie wyjście z biblioteki i
udawanie, że wszystko jest OK. Ale jak na złość, jakaś książka spadła, ponieważ
zahaczyłam o nią torbą. W bibliotece brzmiało to niczym jak piła mechaniczna.
„W każdej sytuacji są
dwie drogi. Od ciebie zależy, która będzie zła.”
Natychmiast oderwałem się szyi Mei
z niejaką ulgą. Jej krew jest ohydna, ale po całym dniu jest nawet znośna.
Prawie nie czuć nawet tych ton makijażu i perfum. Pf! Co ja się oszukuję! W
życiu nie piłem gorszej krwi!
Ale wracając do tematu. Co jest? W
szkole powinno nie być już nikogo.
Odepchnąłem od siebie nieprzytomną Mei, która spadając uderzyła o stół.
Jeszcze lepiej. W ogóle nie zapamięta naszego spotkania.
Zerknąłem między półki. Coś się
tam ruszało. I było widać, że jest przerażone. Od razu więc wiem, że to nie ta
stara wiedźma, która pozwoliła mi się pożywiać na innych w bibliotece.
Skierowałem powolne kroki w stronę
przedziału z nowościami. Położyłem rękę na regale i lekko nim poruszyłem.
Spadło parę książek. Cos wyrwało się stamtąd jak oszalałe.
Błąd.
Ruszyłem za nią. Od razu widać, ze
to dziewczyna. Ma nawet ładne włosy. Te włosy mi kogoś przypominają…
Złapałem ją za nadgarstek i
objąłem w pasie. Zaczęła się szarpać niczym dziki kot, złapany w pułapkę.
-Nie wiesz, że to nie ładnie pod…- nie zdążyłem dokończyć, ponieważ ofiara
odwróciła głowę.
To była Akane. Z oczami we łzach.
No tak. Jej nogi.
Udało jej się wyrwać, ale jej nie
goniłem. Stałem jak sparaliżowany. Wydało się. Wydało.
Łap ją do cholery jasnej!
Natychmiast się obudziłem i w
wampirzym tempie dobiegłem do niej. Z jej ust wydobył się cichy krzyk, gdy
popchnąłem ją na półkę z książkami. Otoczyłem ją ramionami. Próbowała zasłonić
się rękami, ale złapałem ją za nadgarstki i przyszpiliłem nad głową. Była
przerażona.
-Nie możesz nikomu o tym powiedzieć, jasne?
-A…ale…
-Powiedziałem, że nie możesz nikomu o tym powiedzieć.- Po raz pierwszy
powiedziała coś więcej niż „yhy”. Trzeba powiedzieć, że ma piękny głos.
-Czy… czy Mei…
Niesamowite. Martwić się o kogoś
innego, w takiej sytuacji.
-Żyje, a teraz masz nikomu nic nie mówić, jasne?
-Do… dobrze.
Puściłem ją, a ona upadła na
podłogę. Wydawało się, że wiele ją to kosztowało. Ukucnąłem obok niej.
Próbowała się odsunąć, ale zablokowała ją półka.
Odpiąłem jej parę guzików od
mundurka i nachyliłem się.
-N… nie.
Zatopiłem w miarę delikatnie swoje
kły w jej szyi. Mimo wszystko jęknęła. Przełknąłem jej krew.
Przepyszna. To jest najlepsza krew
jaką kiedykolwiek piłem. Taka słodka. Taka delikatna.
Przysunąłem ją do siebie, jeszcze
bardziej zatapiając kły. Niesamowita. Niemal boska.
Po jakimś czasie odsunąłem się od
jej szyi.
-Muszę być pewny, że dotrzymasz obietnicy. Dlatego jesteś od dzisiaj moją
ofiarą.
Akane zemdlała.
***
Ależ się rozpisałam ;-D No nic. Mam nadzieję, że się podoba.