czwartek, 6 października 2016

Watashinojinsei no (orokana) no ai - Rozdział 11

11. Początek prawdziwej miłości.

Dwa tygodnie minęły jak z bicza strzelił i oto szłam dzisiaj zarumieniona do sklepu z sukienkami.
Pierwszy raz się tak przejmuję. Może dlatego, że napisałam ten przeklęty list z moimi uczuciami.
Ciocia postanowiła, ze mi pomoże w doborze i czułam się jak na odstrzelaniu. Miałam wrażenie, że wybrała każdą sukienkę ze sklepu.
-Co powiesz na tą?- Podała mi jakąś soczyście pastelową, różową sukienkę. Spojrzałam na nią przerażona.
-Żadnych pastelów i różowego.
Stosik zmniejszył się gdzieś o 1\3.
-Co te dziewczyny mają w głowach. Przecież to są najlepsze możliwe sukienki.- Mruczała pod nosem.
Potem przyszło przymierzanie. I okazało się, że większość sukienek uciska mnie na piersiach (ja naprawdę nie mam takich dużych!), przez co połowa od razu wróciła na wieszak.
Po jakimś czasie została jedna sukienka.
-Ale brzydka. Chodź pójdziemy do…
-Jest idealna.- Porwałam ją do przymierzalni i natychmiast ją założyłam. Wyszłam z przymierzalni.- Chcę ją.

Paru chłopaków zafiukała na mój widok. Może dlatego, że byłam taka rozpromieniona na myśli, co powie Yuu-kun jak mnie zobaczy.
Olałam ich i przebrałam się z powrotem w moje ciuchy i trzymałam sukienkę jak mój najdroższy skarb.
To nie były krótkie zakupy. Trwały gdzieś z dwie godziny, przez co zrozumiałam, dlaczego tak dużo czasu zajmuje prawdziwym kobietom w sklepach.
Aktualnie, leżę na łóżku wpatrzona sufit, z lekkim makijażem i właśnie w tej oto sukience i butach na lekkim obcasie.
Ciocia pożyczyła mi portmonetkę zawieszaną przez ramię. Schowałam do niej telefon, chusteczki, szminkę (ciocia dała mi ją z tajemniczym uśmiechem. Ciekawe o co chodzi.) i list. Wyjęłam go z torebki i przyjrzałam się kopercie. Przez chwilę chciałam ją wyrzucić, ponieważ to zniszczy moją przyjaźń z Yuu-kunem, ale się powstrzymałam.
Tak będzie lepiej. Jeżeli ma mnie odrzucić, to przynajmniej będzie wiedział co czuję. Nie potrafię już udawać.
Miś, którego dostałam od Yuu-kuna, siedział na szafce przy łóżku, czuwając nad moim snem. Mam wtedy wrażenia, jakby to Yuu był przy mnie.
Wstałam z łóżka, chowając list do torebki z cichym westchnieniem i zeszłam na dół.
Nic nie robiłam z włosami. Po prostu pozwoliłam im być moimi włosami i tak oto mam je proste, tak jak na co dzień. Niech przynajmniej moje włosy będą wyglądać jak ja.
Rozległ się dzwonek do drzwi.
Otworzyłam drzwi i ujrzałam Yuu-kuna w coś co miało przypominać garnitur.
Znaczy… krawat był niechlujnie zawiązany, koszula była na wierzchu, a na niej była kamizelka z długimi rękawami.

Nie wiem czemu, ale trochę mnie to urzekło. Wyglądał naprawdę elegancko, pomimo swojej wymiętej koszuli.
-Ł-Łał, Haruka.- Złapał się za kark i odwrócił zarumieniony wzrok.- Pięknie wyglądasz.
Zaraz… Czy Yuu… Też mnie tak kocha, jak ja jego?
-D-dziękuję.- Spojrzałam na swoje stopy, zawstydzona i ścisnęłam swoją rękę.- Ty też dobrze wyglądasz.
-Dzięki. To idziemy?- Kiwnęłam głową. Pożegnałam się z ciotką, która puściła do mnie oczko. Miałam ochotę trzasnąć zawstydzona drzwiami.
Szliśmy przez miasto rozmawiając. Ale… przypominało to rozmowę nieznajomych.
Jak tam życie? U mnie też OK.
Muszę coś zrobić. Tylko co? Muszę ratować tę chwilę!
Jak na zawołanie potknęłam się o jakąś wystającą kostkę. Poleciałam w stronę Yuu-kuna. Objął mnie w pasie, kiedy w niego uderzyłam w pierś i delikatnie wplótł palce we włosy, a ja niechcący (chcący) także go objęłam.

-Wszystko w porządku, Haruka?- Nie zwrócił się do mnie –chan. Czemu? Czemu?
-T-tak.- Ale go nie puściłam. Nie chciałam.- Możemy tak chwilkę postać?
-Jasne.- Odpowiedział i odruchowo mocniej objął mnie w pasie.

©©©

Wszystkie moje organy jakby zostały napompowane. Chyba tym określa się „motylami w brzuchu”. Tylko, że moje motyle bardzo się rozmnożyły i były w całym moim ciele.
Przycisnąłem ją mocniej do siebie. Już nie potrafię. Nie potrafię ukrywać, że kocham Harukę do szaleństwa. Zakochałem się w niej tego pierwszego dnia, gdy ją zobaczyłem. Była piękna, pomimo obojętnej twarzy i wrogiego spojrzenia.
-Trochę się boję.- Puściła mnie. Chciałem krzyknąć rozpaczliwe „nie”.
-Spokojnie. Wszystko będzie dobrze, nie?- Uśmiechnąłem się do niej trochę wymuszenie. Odwzajemniła uśmiech. Złapała mnie mocno za rękę i pociągnęła.

-W takim razie, idziemy!
Wyjąłem rękę z jej uścisku i splotłem z nią palce lekko się rumieniąc. Też się zarumieniła.
-Się wie!

 *Kiedyś w końcu się spotkamy. Jestem tego pewna.*

-Dziękuję.- Powiedziała Haruka siedząc na ławce. Przyjęła ode mnie kubek z colą.
-Zmęczona?- Łyknąłem spory łyk coli. Po cichu poprosiłem by dolali mi trochę alkoholu. Zawsze się znajdą tacy którzy będą skorzy do ryzykowania. Ja też ryzykuję.
-Troszeczkę. Ale w pozytywnym sensie.- Powiedziała uśmiechnięta. Też się uśmiechnąłem i zamknąłem na chwilę oczy.
Kiedy je otworzyłem musiało minąć parę dobrych minut, ponieważ nie było obok mnie Haruki.
Poderwałem się gwałtownie. Nie możliwe, nie może być!
©©©
-Masa-kun? Dokąd mnie prowadzisz?- Masahiko ciągnął mnie za ramię.- Muszę wrócić do Yuu-kuna.
-Ten idiota trochę się zdrzemnie i będziesz mogła do niego wrócić. Chociaż wątpię byś była w stanie to zrobić, po tym co ci powiem.
Puścił moje ramię, a ja zatrzymałam się gwałtownie. Zastanowiłam się nawet nad możliwością ucieczki, ale ciekawość wygrała.
-Po tym co mi powiesz?
-Tak. Od razu też uprzedzam – możesz mi nie wierzyć, ale to 100%-owa, prawda.- Oparł się o ścianę z poważną miną.- Wiesz dlaczego ja i Y, się tak nie lubimy? Czemu przepisał się do tej szkoły?
-Nie. Myślałam, że z czasem mi powie…- Ledwo dokończyłam zdanie, Masa-kun wybuchnął śmiechem.
-A więc tak chciał to rozegrać! Ale z niego idiota!- Powiedział pomiędzy przerwami śmiechu. Otarł łzy śmiechu i spojrzał na mnie.- Powiem ci. Przepisał się do tej szkoły, by uniknąć odpowiedzialności.
-Odpowiedzialności?- Czemu pomyślałam o jakiś alimentach?!
-Aha. A dokładniej rzecz biorąc chciał uniknąć wyroku za zabójstwo.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Bo co mówić w takiej sytuacji? Przełknęłam głośno ślinę, po gdzieś dwóch minutach.
-Kłamiesz.
-Zabił moją ciocię. Jedyną która poświęcała mi tak dużo czasu. Otruł ją.
Otruł? Nie, nie możliwe. To nie może być prawda. Yuu-kun by tego nie zrobił. On jest… on jest dobry i miły. Nigdy by tego nie zrobił!
-To musiała być pomyłka. Wierzę…!
-To uwierz w końcu!- Krzyknął.- Yuu jest zwykłym mordercom! I nikim więcej! Zrozum to w końcu! Boję się o ciebie, że ciebie też zabije!
-Yuu-kun mnie nie zabije!- Nim spostrzegłam co Masahiko usiłuje zrobić, już byłam przyszpilona do ściany i miałam jego kolano pomiędzy nogami.- Nie! Przestań!
-Jezu, czemu to tylko ciebie zawsze kochają? Zawsze tak było. Nawet ta suka cię pokochała, jak cię spotkała! I kolejna suka która się na ciebie złapała!
Złapał mnie za szyję i zacisnął dłonie. Chciał mnie zabić. Widzę to w jego oczach. Potem mnie też zgwałci.
-Yuu…!- Krzyknęłam ostatkami powietrza.
Nagle już nic mnie nie uciskało, nie miałam żadnego kolana pomiędzy nogami. Tylko delikatny podtrzymujące mnie ręce. Nic więcej się nie liczyło.
-Ty skurwysynie.- Rozpoznałam głos Yuu-kuna. Wyrwałam się pomimo sporego niedotlenienia i wybiegłam ze szkoły, łapiąc jakąś taksówkę.
©©©
Podniosłem Masahiko za koszulę. Płynęła mu z nosa i ust krew. Pobiłem go, niewiele pamiętając, że w ogóle to zrobiłem.
-Co ty jej zrobiłeś?
-Powiedziałem prawdę. O tym, że zabiłeś naszą ciotkę.
-Dobrze wiesz, ze tego nie zrobiłem!- Wrzasnąłem. O Boże, Haruka! Co ona teraz myśli? O mnie? O sobie?
-Wiem. Sam ją zabiłem. I tą staruchę też.
-Co ty powiedziałeś?- Przycisnąłem go mocniej do ściany.
-Zabiłem ją. Gdybyś się nie zjawił, zabiłbym też Harukę. Nie wierzę, że ona także brała twoja stronę. Chociaż, patrząc po jej reakcji, wątpię by już kiedykolwiek ci zaufała.
Puściłem go i rzuciłem się biegiem przez całe miasto. Boże, Haruka!
©©©
Dojechałam do domu i natychmiast pobiegłam do swojego pokoju. Ciotka spała na kanapie. Jakby nie było, jest gdzieś północ.
Usiadłam na łóżku i podkuliłam nogi.

To nie jest możliwe aby Yuu-kun był mordercą. Gdyby była taka potrzeba powierzyłabym mu swoje życie. On jest za dobry by być mordercą.
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Pewnie ciocia je otworzyła. Po chwili rozległ się zdyszany głos.
-Haruka-chan? Jesteś tam?
I co mam odpowiedzieć?
-Wchodzę, dobrze?
-Nie!- Krzyknęłam i oparłam się mocno o drzwi.- Proszę nie! Ja… 
-Boisz się mnie?- Nie wiedziałam co powiedzieć. Najgorsze było to, że zastanawiałam się nad odpowiedzią „tak”.- Boisz. Wiem, że się mnie boisz, ale proszę wysłuchaj mnie! Masahiko się przyznał, że to on zabił tą kobietę! Ja… ja nie potrafiłbym nikogo zabić! Uwierz mi!
-Dlaczego mam ci wierzyć? Przecież nic mi nigdy o tym nie mówiłeś!
-Uwierz mi proszę! Uwierz mi dlatego… ponieważ… ponieważ cię kocham!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz