11. Początek prawdziwej
miłości.
Dwa tygodnie minęły jak
z bicza strzelił i oto szłam dzisiaj zarumieniona do sklepu z sukienkami.
Pierwszy raz się tak
przejmuję. Może dlatego, że napisałam ten przeklęty list z moimi uczuciami.
Ciocia postanowiła, ze
mi pomoże w doborze i czułam się jak na odstrzelaniu. Miałam wrażenie, że
wybrała każdą sukienkę ze sklepu.
-Co powiesz na tą?-
Podała mi jakąś soczyście pastelową, różową sukienkę. Spojrzałam na nią
przerażona.
-Żadnych pastelów i
różowego.
Stosik zmniejszył się
gdzieś o 1\3.
-Co te dziewczyny mają
w głowach. Przecież to są najlepsze możliwe sukienki.- Mruczała pod nosem.
Potem przyszło przymierzanie.
I okazało się, że większość sukienek uciska mnie na piersiach (ja naprawdę nie
mam takich dużych!), przez co połowa od razu wróciła na wieszak.
Po jakimś czasie
została jedna sukienka.
-Ale brzydka. Chodź
pójdziemy do…
-Jest idealna.-
Porwałam ją do przymierzalni i natychmiast ją założyłam. Wyszłam z
przymierzalni.- Chcę ją.
Paru chłopaków
zafiukała na mój widok. Może dlatego, że byłam taka rozpromieniona na myśli, co
powie Yuu-kun jak mnie zobaczy.
Olałam ich i przebrałam
się z powrotem w moje ciuchy i trzymałam sukienkę jak mój najdroższy skarb.
To nie były krótkie
zakupy. Trwały gdzieś z dwie godziny, przez co zrozumiałam, dlaczego tak dużo
czasu zajmuje prawdziwym kobietom w sklepach.
Aktualnie, leżę na
łóżku wpatrzona sufit, z lekkim makijażem i właśnie w tej oto sukience i butach
na lekkim obcasie.
Ciocia pożyczyła mi
portmonetkę zawieszaną przez ramię. Schowałam do niej telefon, chusteczki,
szminkę (ciocia dała mi ją z tajemniczym uśmiechem. Ciekawe o co chodzi.) i
list. Wyjęłam go z torebki i przyjrzałam się kopercie. Przez chwilę chciałam ją
wyrzucić, ponieważ to zniszczy moją przyjaźń z Yuu-kunem, ale się
powstrzymałam.
Tak będzie lepiej.
Jeżeli ma mnie odrzucić, to przynajmniej będzie wiedział co czuję. Nie potrafię
już udawać.
Miś, którego dostałam
od Yuu-kuna, siedział na szafce przy łóżku, czuwając nad moim snem. Mam wtedy
wrażenia, jakby to Yuu był przy mnie.
Wstałam z łóżka,
chowając list do torebki z cichym westchnieniem i zeszłam na dół.
Nic nie robiłam z
włosami. Po prostu pozwoliłam im być moimi włosami i tak oto mam je proste, tak
jak na co dzień. Niech przynajmniej moje włosy będą wyglądać jak ja.
Rozległ się dzwonek do
drzwi.
Otworzyłam drzwi i
ujrzałam Yuu-kuna w coś co miało przypominać garnitur.
Znaczy… krawat był
niechlujnie zawiązany, koszula była na wierzchu, a na niej była kamizelka z
długimi rękawami.
Nie wiem czemu, ale
trochę mnie to urzekło. Wyglądał naprawdę elegancko, pomimo swojej wymiętej
koszuli.
-Ł-Łał, Haruka.- Złapał
się za kark i odwrócił zarumieniony wzrok.- Pięknie wyglądasz.
Zaraz… Czy Yuu… Też
mnie tak kocha, jak ja jego?
-D-dziękuję.-
Spojrzałam na swoje stopy, zawstydzona i ścisnęłam swoją rękę.- Ty też dobrze
wyglądasz.
-Dzięki. To idziemy?-
Kiwnęłam głową. Pożegnałam się z ciotką, która puściła do mnie oczko. Miałam
ochotę trzasnąć zawstydzona drzwiami.
Szliśmy przez miasto
rozmawiając. Ale… przypominało to rozmowę nieznajomych.
Jak tam życie? U mnie
też OK.
Muszę coś zrobić. Tylko
co? Muszę ratować tę chwilę!
Jak na zawołanie
potknęłam się o jakąś wystającą kostkę. Poleciałam w stronę Yuu-kuna. Objął
mnie w pasie, kiedy w niego uderzyłam w pierś i delikatnie wplótł palce we
włosy, a ja niechcący (chcący) także go objęłam.
-Wszystko w porządku,
Haruka?- Nie zwrócił się do mnie –chan. Czemu? Czemu?
-T-tak.- Ale go nie
puściłam. Nie chciałam.- Możemy tak chwilkę postać?
-Jasne.- Odpowiedział i
odruchowo mocniej objął mnie w pasie.
©©©
Wszystkie moje organy
jakby zostały napompowane. Chyba tym określa się „motylami w brzuchu”. Tylko,
że moje motyle bardzo się rozmnożyły i były w całym moim ciele.
Przycisnąłem ją mocniej
do siebie. Już nie potrafię. Nie potrafię ukrywać, że kocham Harukę do
szaleństwa. Zakochałem się w niej tego pierwszego dnia, gdy ją zobaczyłem. Była
piękna, pomimo obojętnej twarzy i wrogiego spojrzenia.
-Trochę się boję.-
Puściła mnie. Chciałem krzyknąć rozpaczliwe „nie”.
-Spokojnie. Wszystko
będzie dobrze, nie?- Uśmiechnąłem się do niej trochę wymuszenie. Odwzajemniła
uśmiech. Złapała mnie mocno za rękę i pociągnęła.
-W takim razie,
idziemy!
Wyjąłem rękę z jej
uścisku i splotłem z nią palce lekko się rumieniąc. Też się zarumieniła.
-Się wie!
*Kiedyś
w końcu się spotkamy. Jestem tego pewna.*
-Dziękuję.- Powiedziała
Haruka siedząc na ławce. Przyjęła ode mnie kubek z colą.
-Zmęczona?- Łyknąłem
spory łyk coli. Po cichu poprosiłem by dolali mi trochę alkoholu. Zawsze się
znajdą tacy którzy będą skorzy do ryzykowania. Ja też ryzykuję.
-Troszeczkę. Ale w
pozytywnym sensie.- Powiedziała uśmiechnięta. Też się uśmiechnąłem i zamknąłem
na chwilę oczy.
Kiedy je otworzyłem
musiało minąć parę dobrych minut, ponieważ nie było obok mnie Haruki.
Poderwałem się
gwałtownie. Nie możliwe, nie może być!
©©©
-Masa-kun? Dokąd mnie
prowadzisz?- Masahiko ciągnął mnie za ramię.- Muszę wrócić do Yuu-kuna.
-Ten idiota trochę się
zdrzemnie i będziesz mogła do niego wrócić. Chociaż wątpię byś była w stanie to
zrobić, po tym co ci powiem.
Puścił moje ramię, a ja
zatrzymałam się gwałtownie. Zastanowiłam się nawet nad możliwością ucieczki,
ale ciekawość wygrała.
-Po tym co mi powiesz?
-Tak. Od razu też
uprzedzam – możesz mi nie wierzyć, ale to 100%-owa, prawda.- Oparł się o ścianę
z poważną miną.- Wiesz dlaczego ja i Y, się tak nie lubimy? Czemu przepisał się
do tej szkoły?
-Nie. Myślałam, że z
czasem mi powie…- Ledwo dokończyłam zdanie, Masa-kun wybuchnął śmiechem.
-A więc tak chciał to
rozegrać! Ale z niego idiota!- Powiedział pomiędzy przerwami śmiechu. Otarł łzy
śmiechu i spojrzał na mnie.- Powiem ci. Przepisał się do tej szkoły, by uniknąć
odpowiedzialności.
-Odpowiedzialności?-
Czemu pomyślałam o jakiś alimentach?!
-Aha. A dokładniej
rzecz biorąc chciał uniknąć wyroku za zabójstwo.
Nie wiedziałam co
powiedzieć. Bo co mówić w takiej sytuacji? Przełknęłam głośno ślinę, po gdzieś
dwóch minutach.
-Kłamiesz.
-Zabił moją ciocię.
Jedyną która poświęcała mi tak dużo czasu. Otruł ją.
Otruł? Nie, nie
możliwe. To nie może być prawda. Yuu-kun by tego nie zrobił. On jest… on jest
dobry i miły. Nigdy by tego nie zrobił!
-To musiała być
pomyłka. Wierzę…!
-To uwierz w końcu!-
Krzyknął.- Yuu jest zwykłym mordercom! I nikim więcej! Zrozum to w końcu! Boję
się o ciebie, że ciebie też zabije!
-Yuu-kun mnie nie
zabije!- Nim spostrzegłam co Masahiko usiłuje zrobić, już byłam przyszpilona do
ściany i miałam jego kolano pomiędzy nogami.- Nie! Przestań!
-Jezu, czemu to tylko
ciebie zawsze kochają? Zawsze tak było. Nawet ta suka cię pokochała, jak cię
spotkała! I kolejna suka która się na ciebie złapała!
Złapał mnie za szyję i
zacisnął dłonie. Chciał mnie zabić. Widzę to w jego oczach. Potem mnie też
zgwałci.
-Yuu…!- Krzyknęłam
ostatkami powietrza.
Nagle już nic mnie nie
uciskało, nie miałam żadnego kolana pomiędzy nogami. Tylko delikatny
podtrzymujące mnie ręce. Nic więcej się nie liczyło.
-Ty skurwysynie.-
Rozpoznałam głos Yuu-kuna. Wyrwałam się pomimo sporego niedotlenienia i
wybiegłam ze szkoły, łapiąc jakąś taksówkę.
©©©
Podniosłem Masahiko za
koszulę. Płynęła mu z nosa i ust krew. Pobiłem go, niewiele pamiętając, że w
ogóle to zrobiłem.
-Co ty jej zrobiłeś?
-Powiedziałem prawdę. O
tym, że zabiłeś naszą ciotkę.
-Dobrze wiesz, ze tego
nie zrobiłem!- Wrzasnąłem. O Boże, Haruka! Co ona teraz myśli? O mnie? O sobie?
-Wiem. Sam ją zabiłem.
I tą staruchę też.
-Co ty powiedziałeś?-
Przycisnąłem go mocniej do ściany.
-Zabiłem ją. Gdybyś się
nie zjawił, zabiłbym też Harukę. Nie wierzę, że ona także brała twoja stronę.
Chociaż, patrząc po jej reakcji, wątpię by już kiedykolwiek ci zaufała.
Puściłem go i rzuciłem
się biegiem przez całe miasto. Boże, Haruka!
©©©
Dojechałam do domu i
natychmiast pobiegłam do swojego pokoju. Ciotka spała na kanapie. Jakby nie
było, jest gdzieś północ.
Usiadłam na łóżku i
podkuliłam nogi.
To nie jest możliwe aby
Yuu-kun był mordercą. Gdyby była taka potrzeba powierzyłabym mu swoje życie. On
jest za dobry by być mordercą.
Usłyszałam dzwonek do
drzwi. Pewnie ciocia je otworzyła. Po chwili rozległ się zdyszany głos.
-Haruka-chan? Jesteś
tam?
I co mam odpowiedzieć?
-Wchodzę, dobrze?
-Nie!- Krzyknęłam i
oparłam się mocno o drzwi.- Proszę nie! Ja…
-Boisz się mnie?- Nie
wiedziałam co powiedzieć. Najgorsze było to, że zastanawiałam się nad
odpowiedzią „tak”.- Boisz. Wiem, że się mnie boisz, ale proszę wysłuchaj mnie! Masahiko
się przyznał, że to on zabił tą kobietę! Ja… ja nie potrafiłbym nikogo zabić!
Uwierz mi!
-Dlaczego mam ci
wierzyć? Przecież nic mi nigdy o tym nie mówiłeś!
-Uwierz mi proszę!
Uwierz mi dlatego… ponieważ… ponieważ cię kocham!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz