piątek, 23 września 2016

Watashinojinsei no (orokana) no ai - Rozdział 7

Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Kompletnie zapomniałam, o udostępnieniu opowiadania! Przepraszam!


************************


7.Bum. Wielkie Bum. I bolesne.

Jest już po przerwie zimowej i właśnie idę pierwszy dzień do szkoły. Trzeci semestr. Po wakacjach pójdę już do ostatniej klasy. Muszę przyznać, że nieco się boję. Tym bardziej, że moje urodziny zbliżają się wielkimi krokami.
-Haru-chan!- Obejrzałam się. Chociaż nawet nie musiałam.
-Dzień dobry Masa-kun.
Zatrzymał się zdziwiony po czym się roześmiał.
-Jesteś pierwszą osobą która potrafi mnie odróżnić od Y.
-Y?
-Yuu. Kiedyś go tak nazywałem.
-Dość pomysłowe według mnie.- Dołączył do mnie i szliśmy tak ramię w ramię. Yuu-kun się rozchorował, więc obiecałam, że przyniosę mu notatki.
A mówiłam mu, żeby się przykrył kołdrą u pielęgniarki. Przyniosłam mu strój na zmianę, ale to i tak nic nie da, kiedy nie jest ciepło. Tym bardziej, że u pielęgniarki są otwarte okna.
-A mi zawsze mówili, że mam beznadziejne pomysły na przezwiska. A! Słyszałem, że podobno jesteś artystką.
-Czasami sobie rysuję w zeszycie i tyle.
-Będę mógł zobaczyć?
Dziwnie się z tym czuję. Nikt nigdy nie przeglądał moich rysunków. Nawet Yuu-kun. Przyzwyczaił się, że są dla mnie jak pamiętnik.
-Nie wiem. Może kiedyś. Dlaczego ty i Yuu-kun tak się nienawidzicie?
-He?! To ty nic nie wiesz?!
Byłam pewna, że nade mną latają znaki zapytania.
-Yuu-kun…
Nagle mój telefon wydarł się w niebogłosy. Boże, Yuu! Ja cię zabiję!
Spojrzałam na wyświetlacz. Któż inny niż Yuu-kun?
-Moshi, Moshi?
-Dzień dobry Haruka-chan!- Widziałam, że się szczerzy.
-Dzień dobry Yuu-kun. Mam nadzieję, że bierzesz leki które ci przyniosłam?
Po drugiej stronie zapadła głucha cisza.
-J-jasne, że biorę… Tak, tak!
-Ta, jasne. Leżą u ciebie na komodzie. Bierz jedną po śniadaniu, obiedzie i kolacji. Jasne?
-Dobrze, dobrze. Dzieje się coś ciekawego?
-Na razie nawet nie doszłam do szkoły.
-Idziesz z kimś?
-Z Masa-kunem.
Może powinnam go okłamać, że idę sama? Usłyszałam jak coś pękło. Chyba jakaś szklanka.
-Yuu? Wszystko w porządku?
-Dlaczego z nim idziesz?
-O co ci chodzi… ej! Oddaj!- Masa-kun wyrwał mi telefon.
-Dzień doberek! Jak tam zdróweczko kuzynie?
Bałam się, tym bardziej, że nie słyszałam co mówi Yuu-kun.
-Ojejku, może się czymś podtrułeś? Nie wiem, może zjadłeś coś przeterminowanego?
-Masa-kun!- Krzyknęłam. Chyba wiedział, że to bolesny temat dla Yuu-kuna.- Przestań! Oddaj mi telefon! Natychmiast!
-Hę? Jasne. Może powinienem cię odwiedzić? Przyniosę coś, czym się nie otrujesz?
-Powiedziałam, abyś oddał mi telefon. Już.- Zniżyłam głos. Jestem na skraju wściekłości, a on nie chce zobaczyć jak się wściekam.
Zauważyłam, że włosy stanęły mu dęba. Wyciągnęłam rękę.
-Dobrze Haruka, j-już daję.- Podał mi szybko telefon, a ja znowu wróciłam do rozmowy z Yuu-kunem, który był istotnie wściekły.
-Yuu-kun? Leżysz pod kołdrą prawda?
-Ten sukinkot…
-Mówiłeś, że będziesz robił co ci karzę. Leżysz pod kołdrą?- Chwila ciszy.
-Leżę.
-I dobrze. Najlepiej jak się prześpisz. Muszę kończyć, jestem pod szkołą. Zadzwonię do ciebie na przerwie na lunch.
Rozłączyłam się i byłam gotowa na lekcje.

*Wiesz co? Myślę, że osoby które podcinają sobie żyły i popełniają samobójstwa, to anioły. Anioły które chcą wrócić do nieba.*

Zauważyłam, że na każdym kroku towarzyszy mi Masa-kun, co zaczęło mnie trochę irytować. Dziwne było też, że zawsze towarzyszył mi Yuu-kun, a teraz strasznie doskwierał mi jego brak. Jakbym była na odwyku narkotykowym.
To było bardzo dziwne.
Dziwniejsze było to, ze notowałam niemal wszystko co powiedział nauczyciel, byle tylko Yuu-kun wiedział co i jak.
Zgodnie z obietnicą zadzwoniłam do niego na przerwie na lunch i w jednej ręce trzymając pałeczki, a w drugiej telefon. Masa-kuna sprzedałam po drodze jakimś dziewczynom które go właśnie oblegały.
-Halo?- Odezwał się jakiś senny głos.
-Przepraszam, obudziłam cię Yuu?
-Haruka!- Głos od razu się rozpromienił.- Już się bałem, że nie zadzwonisz.
-Przecież obiecałam, że zadzwonię. Co tam? Czujesz się nieco lepiej?
-Jak słyszę ciebie to czuję, że mi się robi lepiej.- Moje policzki lekko obrały sobie cel za zdobycie czerwonego koloru.
-Lizus.- Mruknęłam pod nosem.
-Może. Nie ma tego dupka w pobliżu?
-Nie. Sprzedałam go jakimś dziewczynom po drodze. Były wniebowzięte.- Uśmiechnęłam się pod nosem, a Yuu-kun się roześmiał.
-No i dobrze.
-Mogę się o coś spytać?
-Jasne. O co chodzi?
-Dlaczego wy dwoje tak się nienawidzicie?
Po drugiej stronie zapadła cisza, a potem Yuu-kun westchnął.
-Nie mogę powiedzieć.
-Dobrze. Ufam ci.
Właśnie wtedy zabrzmiał dzwonek.
-Muszę kończyć. Zobaczymy się potem?
-Jasne. Czekam na ciebie u siebie.- Czułam, że uśmiechnął się na te słowa. Też się uśmiechnęłam.

*Gówno. Ten świat to wielkie gówno. Gówno, w którym czasem jest ładnie. I tyle*

Uciekłam przed Masa-kunem, ponieważ wiedziałam, że Yuu-kun byłby zły.
Ale o co tu chodzi? Czemu oni tak bardzo się nienawidzą? Nikt nie chciał mi nic powiedzieć. Martwię się. O Yuu i Masahiko. Ale także o siebie.
Nieznacznie jestem w to zaplątana. Nie wiem jakim cudem, ale jestem. I to mnie nieco przeraża. Tak, jestem przerażona.
Ta, która nie odczuwa emocji. Chociaż, nie. Tamta Haruka umarła wraz z samotnością jaka ją otaczała. Ja jestem nową Haruką.
Zatrzymałam się gwałtownie. Od kiedy jestem taka… szczęśliwa?
Jestem szczęśliwa, bo co? Bo jestem nowa Haruką? Bo mam Yuu-kuna?
Nagle moje serce zabiło nieco szybciej. Przyłożyłam pięść do klatki piersiowej. Ostatnio tak mam. Nie wiem, dlaczego. Może to jakaś choroba?
Chciałam iść dalej, ale ktoś złapał mnie za nadgarstek. Szybko odwróciłam głowę, ale ktoś rzucił mną o ścianę. Jęknęłam, gdy moje plecy gwałtownie spotkały się z ścianą budynku.
-Co…?!- Otaczali mnie jacyś mężczyźni. Na oko od 15 do 25 lat.
-Nie powinna panienka tędy tak przechodzić.- Zaśmiał się jeden, delikatnie podnosząc moją spódnicę. Kopnęłam go z całej siły w krocze.
Krzyknął i upadł trzymając się za krocze. Reszta tylko się zaśmiała.
-Przynajmniej ma charakterek. To dodaje ci jeszcze więcej uroku…- Jakiś chłopak mnie unieruchomił i zaczął się nade mną nachylać.- Nie ruszaj się, a może nie będzie bolało.
Zaczęłam się szarpać i krzyczeć. On zatkał mi usta dłonią. Miał strasznie silny uścisk, aż z oczu poleciały mi łzy.
Ugryzłam go mocno w rękę. Odskoczył zaskoczony.
-Yuu!- Zaczęłam uciekać, ale złapali mnie za ramię i powalili na ziemię. Zaczęli dotykać moich ud. Wrzasnęłam w niebogłosy, ale  jeden zdążył zatkać mi usta. Byłam bezsilna.
Nie ma nic gorszego od uczucia bezsilności. Zamknęłam oczy, płacząc.
Usłyszałam, jakiś jęk i wrzaski.
-Yuu-kun…- Wymamrotałam zalewając się łzami ulgi.

©©©

-Naprawdę musicie mieć jaja by mnie tak wkurwić.- Kopnąłem jednego w twarz czując, że właśnie złamałem mu nos. Następny oberwał pięścią w twarz, po czym w krocze. Niestety, oberwałem także.
W gimnazjum byłem niezłym chuliganem. I właśnie czuję, że to mi się to bardzo opłaciło.
Haruka leżała na ziemi płacząc. Podniosłem ją na ręce, a ona tylko się wtuliła.

-Następnym razem wykastruję was do samej dupy, jasne?- Rzuciłem im wściekłe spojrzenie. Oni tylko się cofnęli, podtrzymując chłopaków, którzy oberwali.
Odszedłem z Haruką na rękach. Ona tylko płakała. Przytuliłem ją do siebie.
-No już. Spokojnie. Jestem tu.
-Tak bardzo się bałam…- Znowu zaczęła płakać.
-Już nie masz się czego bać. Wiem, że jesteś silna.
Kiwnęła głową. I tylko się o mnie opierała.
-Może już pójdę sama… jestem strasznie ciężka…
-Zamknij się.- Powiedziałem i ucałowałem ją w czubek głowy, ignorując wyczyniania mojego serca.- Mam nadzieję, że nie dostanę ochrzanu za nie wypełnianie poleceń? A złamałem wszystkie.

-Debil.- Mruknęła chowając twarz w mojej bluzie. Ja tylko się uśmiechałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz